Jak ja tego nie lubię. Tnie w takie miejsca o których nie macie pojęcia. I ma chyba lepszy system wykrywania obiektów niż NATO-wskie AWACS.
Wraz z całą armią gazów ruszyliśmy kolejką do Topiło. Mieliśy zabawę: trafi/nietrafi .... jakie ja mam bąble...
Od naszego gospodarza dowiedzieliśmy się że nazwa bierze się od zatapiania kłód na zimę - o ile nie zdążono ich przetrzeć w tartaku. Kto by to wiedział?
W puszczy mnóstwo drzew i bałagan... tak to wygląda gdy porówna się to z naszymi lasami. Ale tak ma być. Po puszczy weszliśy do biblioteki żeby napisać tych parę słów. Jak tu mają fajnie...
Dotarliśmy i do Białowieży. Nie wiedzieć czemu oboje myśleliśy że Hajnówka to wieś a Białowieża miasto. Okazało się odwrotnie.
Wszystko tu takie "carskie" i inne. Ładne ale inne. Nawet ludzie mówią tak trochę inaczej, śpiewniej.
Wieczorem ruszyliśmy na objazd naszej pięknej okolicy. Nawet tu pomysł promenady wokół jeziorka jest lansowany przez włodarzy. Trzeba przyznać że ładna ta promenada. Tubylcy zaś służą zawsze pomocą.
Było fajnie ale czas wyjechać. W końcu to wyprawa bez planu, ale coś się musi kończyć. Gospodzarz nas pożegnał, a po chwili żałowałem że nie kupiłem od niego Bukwicy i Sało... Trzeba będzie przyjechać jeszcze raz :-)
Źródełko jest lecznicze i podobno wspomaga wszystko o co się tylko poprosi. Co miałem zrobić? Wypiłem, poprosiłem i zabrałem jeszcze trochę wody do domu.
Po drodzę zaliczyliśmy małą przeprawę promową przez Bug. Napęd? 2 silnych i 2 kołki :-)
Konie w Janowie Podlaskiem zrobiły wrażenie. Ta ich ilość, dostojność i kurz jaki wznoszą... To musi pięknie wyglądać w Mongolii albo innym stepie.
No i pozostał Lublin.... Tu mi szczęka opadła. Poczułem się jak we Włoszech albo Hiszpanii. Piękna architektura, mnóstwo ludzi knajpek i artystów. Super! Gorąco polecam!
Jutro kierunek Bieszczady... jak będzie internet - to coś opowiem...
Anna i Piotr
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz