wtorek, 22 lipca 2014

Jak żyje się w podróży?

Czy do podróżowania trzeba czegoś? Tak, odwagi. Odwagi  żeby zrobić pierwszy krok, żeby zacząć.No a pieniądze? No, też są potrzebne, ale zawsze można zarobić. Jak? No właśnie dzięki Jackowi stałem się grajkiem a właściwie "śpiewako-grzechotnikiem ulicznym". Przy jego wokalu bardzo szybko uzbieraliśmy pewną kwotę która dała się spożytkować w odpowiedni sposób. " Autobiografia, Jolka, Jolka czy Bieszczadzkie Anioły... no i poszło :-) Czyli można. Jaka Adrenalina...
Jacek podobno w "dawnych "czasach często tak robił i dało się zwiedzić kawał Europy.
Potem ze spokojem można pójść pozwiedzać. Tama na Solinie jest piękna i zatłoczona. Wszystko wygląda jak na Krupówkach, albo na Świętojańskiej w Gdyni. Typowe miejsce dla turystów.
Ryby są wielkie jak dzieci. Karpie mają tu podobno około 15kg. Rzucona z góry tamy bułka - znika od razu w pysku karpia. Uwierzycie?
Po jeziorze pływają samochody, niektórzy ludzie robili nawet wyścigi...
Tama robi wrażenie. Tyle pracy. Betonu. Co się stało z ludźmi którzy tu kiedyś mieszkali? Teraz to miejsce które robi prąd no i  dało możliwość żeglowania tu w sercu Bieszczad. Wokół góry i żaglówki. Piękne!

Ostatni wspólny posiłek - do mieszania w kotle mam fajną pomocniczkę, ciągle o coś pyta, ale jak inteligentnie... miło posłuchać!! Ale czy znam wszystkie odpowiedzi na Jej zagadki?
Dziś ważymy strawę w kategorii "Wokół komina".
Coraz bardziej podoba nam się ta nasza Polska. Jest inna niż ta z naszej młodości ale jakże piękna.

Czy coś nas jeszcze czeka? - Tak Sanok!! Niedocenialiśmy  tego skansenu ale to naprawdę przepiękne miejsce. Po wejściu okazuje się że to podróż w czasie. Przenieśliśmy się do Galicyjjskiego miasteczka. Na rynku spotkaliśmy różne nacje, Polaków, Łemków, Żydów. Na ławeczce posłuchaliśmy o zwyczajach Żydowskich...

Można było naprawić zegarek. Pamiętacie ten czas? Dziś już raczej kupuje się nowy. Jak w tym warsztacie było dźwięcznie...
Cały skansen dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Bardzo miło na to spojrzeć i poczuć tę atmosferę. Serdecznie polecam..
Byłem też u fryzjera... skutek jak widać był marny...
Niestety za wszystko trzeba zapłacić. Nie było gitary, nic nie umiałem śpiewać, ale udało się odpracować wszystko w polu i puścili nas dalej..

No i wpadliśmy w końcu w szpony rodziny...
 Ania i Jula przywitały nas śmiechem. Tak, jesteśmy już prawie w domu.
Jednak mam cały czas wrażenie że ktoś nas obserwuje...
Co będzie jutro?
Zobaczymy..
Anna i Piotr.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz